sobota, 14 listopada 2015

2.

- Kochanie, a wyobrażasz sobie, że kiedyś zostawimy Wilczka u dziadków na noc. i będziemy sami w domu. i będziemy gotować. głośno mówić. i będziemy sami w domu. i będziemy pić wino i do późnej nocy będzie grała muzyka. i będziemy sami w domu!
- Nie, nie wyobrażam sobie.

Kurtyna.
The end.

Kto tego nie przeżył, nie zrozumie.
Kiedyś takie wieczory były normą. A teraz mi też trudno sobie wyobrazić. Nie chodzi oczywiście o wieczór sam w sobie, ale o to poczucie wolności, o to, że nie trzeba być w pogotowiu, bo być może za minutę Wilczek będzie miał zły sen, przebudzi się zapłakany i trzeba będzie znowu zacząć akcję usypiania od nowa. O to, że stukniecie garnkiem o zlew obudzi Wilczka. Że obudzi się, bo będzie potrzebował kogoś obok. Że się obudzi...

Wieczory to cowieczorna akcja usypiania Wilczka. Z piersią na wierzchu, bo tak lubi najbardziej, nawet po 2 godziny. 2 godziny z piersią na wierzchu. Szlag może trafić.
Ale to zupełnie nie przeszkadza mi kochać Go tak szalenie, dużo bardziej, niż można sobie wyobrazić. Najmocniej, najbardziej na świecie, we wszechświecie. Nie przesadzam.
Przez te 2 godziny snuję często plany o tym, jak będzie, jak wrócę do W. na kanapę w pokoju obok. Jaki cudowny zrobimy sobie wtedy wieczór. Jak będzie romantycznie, niebanalnie. Nasza nagroda po ciężkim dniu - namiastka tego kiedyś. Może cichsza, może może nie tak roziskrzona, ale to są nasze chwile, codziennie wyczekane wspólne chwile.
A później siadamy przytuleni i w 5 sekund zasypiamy. Właściwie nie. My nie zasypiamy. My mdlejemy. Już jakiś czas temu przestałam zasypiać. Po prostu co wieczór w sekundzie mdleję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz